W tę noc nie otwierałem ust, do flachy też mi przepadł gust, tylko tej czarnej patrzyłem w oczy, a ten, który był przedtem z nią, zaznaczył: „Odkraj, koleś, no!" Zaznaczył: „Odkraj, koleś, no! Tu nie podskoczysz!" I ten, który był przedtem z nią, bluzgał jak cham, po prostu dno, wszystko pamiętam, bo byłem trzeźwy. A kiedy chciałem sobie iść, ona szepnęła: „Zostań dziś". Ona szepnęła: „Zostań dziś, jest jeszcze wcześnie." A ten, który był przedtem z nią, wygląda, że na ząb mnie wziął. I pewnej nocy, jesiennej nocy idziemy z kumplem, patrzę - są. Ośmiu ich było - nieźle, co? Ośmiu ich było - nieźle, co? Stali milczący. W kieszeni nóż, więc myślę - cóż, chyba mnie nie obleci tchórz - ej, z drogi, padło, ej, z drogi, padło! Albo za frajer ginąć mam? I pierwszy cios zadałem sam, i pierwszy cios zadałem sam, już tak wypadło. Lecz ten, który był przedtem z nią, na swoich świsnął, łokieć zgiął widać nie żarty, widać się uwziął. Jakby się na mnie zwalił mur. „Uwaga!" krzyknął kumpel mój, „Uwaga!" krzyknął kumpel mój, ale za późno. Ma swoją cenę każdy gest, a w kiciu też lazaret jest, ja w nim leżałem, odpoczywałem. Lekarz mi zrobił osiem cięć, przy każdym radził: „Trzymaj się", przy każdym radził: „Trzymaj się" i się trzymałem. Przemknęły lata niby mig, lecz tu nie czekał na mnie nikt, ja jej wybaczę, wszystko wybaczę. Do dziś jej oczy mi się śnią, a z tym, który był przedtem z nią, a z tym, który był przedtem z nią, zagram inaczej. Do dziś jej oczy mi się śnią, a ten, który był przedtem z nią, a ten, który był przedtem z nią, jeszcze zapłacze.
© Wiktor Woroszylski. Tłumaczenie, 1989