Stał sobie dom, o którym się mówiło, Napoleona czasów świadkiem był, Lecz do rozbiórki go już przeznaczyli, I choć mieszkańcy się wyprowadzili, On własnym życiem wciąż żył. Wiało od domu tego dziwnym chłodem... Brama już dawno się nie zamykała, W oknach od dawna brakowało szyb, Tynk się już sypał, cegła wykruszała, Ale coś jednak w domu pozostało, Czyjąś kryjówką był strych. Dźwięki przedziwne dochodziły z domu... Niejedno dziecko się skarżyło mamie, Że obok domu przejść po prostu strach. Całą ulicą, kilkoma podwórkami, Z kijem, łopatą, młotkiem i łomami Zgraja dozorców tam szła. Każdy się czaił, każdy był ostrożny... Stoją dozorcy, obaw swych nie kryją, Wzrok wytężają, zaostrzają słuch, Czy Napoleon zjawił się na chwilę, Czy też po prostu to złudzenie było, Zwykłe złudzenie, nie duch. Wszystkich dozorców ogarnęła zgroza... Wreszcie los domu został przesądzony, Postrach dzielnicy z krajobrazu znikł. Pewien robotnik po rozbiórce domu Wszystkim przysięgał, że gdy dom zburzono, Słyszał wyraźnie czyjś krzyk. Krzyk był zdławiony, krótki i żałosny... Teraz ze strachu dzieci się nie trzęsą, Nie ma już domu, co przetrwał dwieście lat, Zgodnie z uchwałą nową Rady Miejskiej Wkrótce wieżowiec zajmie jego miejsce - Cały z betonu i szkła. Będzie dostojnie, pięknie i wspaniale...
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1994
© Janusz Kasprowicz. Wykonanie, 2010