Jestem teraz na ziemi, nie ruszę się stąd - Los potrzaski na lądzie rozrzucił: Zwija żagle kapitan i schodzi na ląd - I już nigdy na pokład nie wróci. W moich pieśniach się teraz aż roi od burz, Moje pieśni są w bliznach i w ranach: Na mundurach od dawna gromadzi się kurz - To mundury po mych kapitanach. Teraz w morze nie wypłynę, W porcie ich nie spotkam też. Wieczną przystań swą przeklinam - Tajemniczych rejsów kres! Rzuci krótko kapitan: „No nie płacz już. Dość!", A ja przecież nie płaczę, lecz wyję: Wy ze sobą braliście nie tylko mój głos - Statki duszę mą w sobie woziły. Gdy port pełen przyjaciół umilał wam czas, Ja w nim z wami cieszyłem się także, - Tak się czułem, jak gdybym przebywał wśród was I w Hamburgu, i w Tokio, i w Hawrze... Teraz w morze nie wypłynę, W porcie was nie spotkam też. Wieczną przystań swą przeklinam - Tajemniczych rejsów kres! Morze więcej ma siły niż szosa czy plac, Nawet więcej niż domy z betonu, - Jeszcze kiedyś na pewno się znajdę wśród was, Kiedy wracać będziecie z Lizbony. Stary szyper mi ciągle po nocach się śni I nie daje spokoju do świtu, I syrena tankowca znów w uszach mi brzmi, I kapitan frachtowca mnie wita. A więc w morze znów wypłynę, W porcie ich powitam też. Wieczną przystań swą przeklinam, - Nie nadejdzie rejsów kres!
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1995