Pogoda ładna, no cóż, niech zgadnę, - Chyba historia ta do gustu ci przypadnie. Nie o chaosie, nie o kosmosie, - Tych opowieści każdy ma po dziurki w nosie. Bajkę, mit, fantasmagorię Zaraz wam przedstawię, moi mili, - O człowieku śmieszną dość historię, - Człowiek ten nazywa się Mc Kinley. Nie jest kowbojem, supermenem, żywym celem, A najzwyklejszym w świecie jest obywatelem. Czy jest rodziny ojcem szanowanym, Czy sukinsynem i zwyczajnym draniem, - To, przyjacielu, musisz sam ocenić, Chociaż ocena twoja nic nie zmieni. Czy to jest jasne dla was? Chyba tak... Więc cześć! Buenos dias! Guten Tag! Pokój sypialny - wystrój fatalny, I na dobranoc jeszcze jeden film banalny. Senne marzenia, rano ćwiczenia - Przysiady, pompki, kłótnie, nieporozumienia. Trzęsie tobą w autobusie, Znów się spóźniasz, biegniesz jak szalony, - Można was naliczyć na globusie Setki, i tysiące, i miliony. Jak narkomani haszysz, albo kokainę, Dym z samochodów co dzień wdychasz i spaliny. Możesz być zgrabny - z troski ludzie chudną, A łatwe życie na sylwetkę wpływ ma zgubny. Gotów byś innych ludzi był pogrążyć Byle by zdążyć, żeby tylko zdążyć. Znajomym dumnie rzucić kilka słów: Dzień dobry! Czołem! Cześć! How do you do! Pełna kultura, idziesz do biura - Malutka śrubka ogromnego wehikułu, - I w pocie czoła tyrasz jak pszczoła, I nikt w wyścigu tym przegonić cię nie zdoła. Ludzie biedni, ludzie prości! Mali, chociaż wszechmogący czasem... Ktoś po pijanemu, albo w złości Kiedyś nazwał was bezkształtną masą. Czy pracujecie w polu, w biurze, czy też w klasie, I tak jesteście w tej okropnej szarej masie. A kiedy w pracy chwilkę przerwy macie, W pośpiechu swe kanapki połykacie. Popyt na żywność daje komuś zyski... No dalej! Jedz! Smacznego życzę wszystkim! W jakich ci trudnych czasach przyszło żyć, - A jednak guten Morgen! Naprzód idź! Ubrania nowe, modne, stylowe, Chyba sprzedawca zaraz schyli się po towar, - On już się schyla, żona przymila, Machnąłbyś ręką, ale nie masz na to siły. Cenę szybko ci wypstryka Kalkulator - ten techniczny fortel, - I z powagą godną nieboszczyka Sięgniesz do kieszeni po swój portfel. Tobie i żonie znacznie lepszy byt się marzy, Dlatego miny macie niczym na cmentarzu. Z setek plakatów, z tablic reklamowych Znów pewnie szczęściarz jakiś was pozdrowi. W sklepowych uśmiechają się witrynach Ojcowie rodzin w pięknych limuzynach. To wszystko przypomina kiepski gag - Ci, syci, z reklam mówią: guten Tag! Wieczna pieniądza zdobycia żądza - Masz już pół wieku, a naiwnie wciąż wyglądasz. Gdy w sercu trwoga, idź poproś Boga, On chętnie ześle ci w prezencie dziecko nowe! Troje, czworo... wszystko jedno... Przecież nie kłamałeś... lubisz dzieci. I milionów głodnych, bosych, biednych Znów przybędzie kilka na planecie! Okładki gazet kolorowych przeglądając, Uparcie wierzysz w to, że cuda się zdarzają. Nie wierz, że zawsze my jesteśmy winni, Nie wierz, że ręce mogą umyć inni. Widzisz, że życie kłamstwem jest podszyte, - Żyć jednak trzeba. I najlepiej: z szykiem! Odpocznij, przestań walić głową w mur! Mój drogi, czołem! Witam cię! Bonjour! Malutki człowiek... niech ktoś ci powie: Wszystkie lokale egzystują dzięki tobie, - Sejfy misterne, kasy pancerne - Ty je zapełniasz, przełożonym służąc wiernie. Bez was nic się zrobić nie da, Bez was nie ma wojska, nie ma władzy, - Silni was nie lubią. Wasza bieda Trochę, prawdę mówiąc, im przeszkadza. Myśli o tobie tak nurtują ich, człowieku, Że się o jedno zero często mylą w czeku... A twój kandydat, kiedyś portier w sądzie, Przed wyborami święto ci urządzi. On cię szanuje, wyzysk chce ukrócić, Gdy masz do urny glos na niego wrzucić! Gdy ktoś cię nazwać zechce jeszcze raz Małym człowiekiem, to mu napluj w twarz! I niech to słowo wzięcia nie ma tu! Dzień dobry! Czołem! Cześć! How do you do!
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1995