Kiedyś we wsi Widły Wielkie, Tam, gdzie ktoś podpalił płot, Żyli bracia siły wielkiej, Co czynili szkody wszelkie - Jeden Kola, drugi - Prow. Brat Nikołaj był nachalny, Kiedyś skosił cały las. Prow kuł ściany do sypialni, Kiedy płomień świecy gasł. Gdy samogon bracia pili, Gdy im wchodził w głowę, Każdy, komu życie miłe, Się po kątach chował. Więc cierpliwość się skończyła, - Ile można w strachu trwać, - Wieś w pośpiechu uradziła: By się braciom pić sprzykrzyło, Trzeba im nauczkę dać. Gdy u Koli pod nogami Powalony leżał byk, Prow z kilofem i z łomami Znów w sypialni czyjejś znikł. "Popatrz, bracie, z tego zbocza Tłum naciera na nas, - No a może tylko oczu Nie przetarłem z rana". Naszych chłopów nic nie wzruszy, Nie chcą się od razu bić. Najpierw być przedbiegi muszą: "Czemu żaden się nie skruszy? Czym zawinił wam ten byk?!" Kolkę to pytanie dziwi: "Jeśli komuś byka żal, Chętnie - wyznam wam uczciwie - Jemu bym po głowie dał!" Zając w polu w szum się wsłuchał, Potem - za pas nogi... Prow się jeszcze śmieje głupio, Choć wyrządził szkodę. "Chodźcie, chodźcie, - Kolka woła, - Zaraz wam urządzę rzeź!" Chłopi wyszli ze stodoły, I na braci z krzykiem: "Dołóż!" Się rzuciła cała wieś. Kola, troszcząc się o brata, Pierwszy gałąź z drzewa rwał. Prow władował się do chaty, I z tej chaty w głos się śmiał. Wyszły wszystkim siódme poty, Ciekła krew na pole, - Wyrwał z ziemi Prow pół płotu, By ratować Kolę. "Dosyć, bracie, tej zabawy! Trzeba wroga mocno bić! Skoro chcieli, nie ma sprawy, Nie pomogą im naprawy... Trzeba, Kola, naprzód iść!" Potem po swych ukochanych Będą baby płakać w głos... Ale oto niespodzianie Coś zgotował wszystkim los. "Popatrz, bracie, ktoś tam idzie, Ktoś się do nas zbliża..." "Czekaj, Kolka, nic nie widzę, Niech się dobrze przyjrzę..." A rzecz cała w tym, że kiedyś Zostać we wsi na noc chciał Chłop, co domu nie miał swego, Bo go przycisnęła bieda, Więc mu ktoś schronienie dał. Gdy już każdy z bólu stękał, I zwalało wszystkich z nóg, Wtedy właśnie ten włóczęga Szepnął braciom kilka słów. Krew się lała strumieniami, Kości się łamały, - Aż tu nieoczekiwanie Coś się braciom stało. Widać braci coś zdziwiło, Z miejsca się przestali bić. Jakby im zabrakło siły... Wtedy wieś ich poprosiła, By przestali wreszcie pić. ...Wszyscy się zastanawiali, Co powiedział im ten gość. Długo tak debatowali, Wreszcie wpadł na pomysł ktoś: Cudotwórca to zaklęty! Święty, nie inaczej... No a on powiedział: "Rety! Jak wam nie wstyd, bracia?!"
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 2014