Tu nie masz równiny, Tu inny jest świat, Tu zewsząd lawiny padają na trakt To miejsce, gdzie nad tobą grzmi skalny grad. Pójść można i w bok, ominąć tak stok, Lecz nikt nie cofnie się na krok, Z tej drogi trudnej jak wojenny szlak... Kto śmieje się w nos Kuszącym swój los, Ten próżno swój natęża głos O gwiazdach, które z dołu dosięgnąć by mógł. I choćby coś plótł, że lepszy jest łut Fortuny niż klucz do szczęścia wrót, Tam w dole i tak nie zdarzy się żaden cud. Nie będzie, cóż, Przemówień, róż, Myśl o pomniku na bok złóż, To zwykły kamień pokój ci wrócił na wiek. Zostanie szmaragdowy blask, Jak znicz rozbłyśnie lodu głaz, Na niezdobytym szczycie, pod którymś legł. Więc choć ktoś drwi, Niech sobie drwi, W tej śmierci sens najprostszy tkwi, Inaczej byś w betach lub pod knajpą zdechł. Wszak inni mając uciech w bród, Wybiorą też swobodę dróg I po twej klęsce zwycięstwa nie wydrze im pech. Tu ściany urwiste, Posłuchaj więc mnie, I w garść weź się teraz, byś nie skończył źle, Nie wolno w górach być pewnym żadnej z tras. Nadzieję miej w sile swych rąk, Na haki licz i kumpli krąg I módl się o to, by lina łączyła was. Wgryzamy się w skały I ni kroku w tył. Choć nogi ustały i nie masz już sił, Twe serce gotowe się z piersi wyrwać na szczyt. Aż wreszcie cel, na dłoni świat, A ty idącym śmiało w ślad, Zazdrościsz drogi, co jeszcze czeka ich.
© Stanisław Ulicki. Tłumaczenie, 1985