Twoje oczy są jak nóż, gdy w nie patrzę mieknę już wnet zapominam kto ja sam i gdzie moj dom Lecz jeśli spojrzysz spode łba, drży jak listek dusza ma Burza groźnie blyszczy w nich i huczy grom Nie ukrywam żem jest zuch, siłę w rekach mam za dwóch Zabić byka głową też bym radę dał Ale żywot z Tobą wieźć nie podkowy w rekach gnieść I psychicznie trudno zdzierżyć choć bym chciał Czy pamietasz miła bym, znikął z domu poszeł w dym Ty się włóczysz dniem i nocą nie wiem gdzie Choć bym padał ze zmęczenia, cały dzień był bez jedzenia Nie odpocznę, ruszam w miasto szukać Cię Obie nogi już schodziłem, stary rower więc kupiłem By za Tobą, w bólu serca szybciej gnać Lecz wywrotkę napotkałem i w szpitalu zlądowałem Ty odwiedzić mnie nie przyszłaś choćby raz Chirurg miły starszy pan, wzruszył widok go mych ran Cały tydzień każdą z nich troskliwie szył A gdy narkoza ustąpiła, złota myśl mnie oswieciła Że z taką jak ty nie będę dłużej żył Ty się nie ciesz skarbie mój, wkrótce wyjdę, juz się bój Nie daruję Ci żem skończył jak ten kiep Gdy się kiedyś napatoczysz, już nie spojrzę w twoje oczy Wyjmę brzytwę i na łyso zgolę łeb.
© Dymitr Liadzis. Tłumaczenie, ?