Wzdłuż urwiska, nad przepaścią, po straceńczej grani brzegu ja nahajką konie smagam ponaglając je do biegu. Coś brakuje mi powietrza, łykam wiatr, wypijam rosę, Tryumfuję, tryumfuję, że się kończy poker z losem... Pofolgujcie biegu konie, pofolgujcie. Świstem nigdy więcej nie spłoszy was knut, Ależ mi konie się trafiły takie narowiste że mi pożyć nie dadzą, ni wyciągnąć nut. Koniom zaraz dam pić, wam dośpiewam, jak żyć. Mówię sobie: na chwilkę tam stań! Grań jak grań. Zginę tu - huragan zmiecie mnie jak puszek marny z dłoni. Sanie ze mną porwie galop po głębokim śniegu rankiem proszę, przejdźcie już na stępa, apeluję do mych koni, niechaj trochę jeszcze potrwa podróż do ostatniej klamki. Pofolgujcie biegu konie, pofolgujcie. Przystań jest tak blisko, przeoczmy ten skrót Ależ mi konie się trafiły takie narowiste, że mi dożyć nie dadzą ni dociągnąć nut. Koniom zaraz dam pić, wam dośpiewam, jak żyć, Mówię sobie: na chwilkę tam stań! Grań jak grań. Odwiedzamy Pana Boga, tu się spóźnić nie wypada, Tylko czemu chór anielski straszy gniewnym „Biada! Biada!” Chyba, że to są dzwoneczki, co się aż zaniosły szlochem, albo krzyczę sam do koni, by zwolniły chociaż trochę... Pofolgujcie konie biegu, pofolgujcież, Chryste! Błagam, życie wymyka się z rąk. Że też mi konie się trafiły takie narowiste, Skoro dożyć nie mnie, niech dośpiewa się song. Koniom zaraz dam pić, wam dośpiewam, jak żyć. Mówię sobie: na chwilkę tam stań! Grań jak grań.
© Jerzy Szperkowicz. Tłumaczenie, 2011