Pijemy - każdy to co chce, „Kubańską”, „Klin”, „Aligote” Gdy nagle ogłaszają: wszyscy zjazd. Przodownik - nasza duma, sztandar nasz, był w telewizji nie raz, pod zawał trafił, taka znana twarz! Za młodu pływał on do Chin, wyżej niż słowa cenił czyn, jak harcerz chętny pomóc, czuj, czuwaj! Schodząc z pokładu w pokład wpadł węglowy, żeby zalać kraj, tym czarnym złotem, które ceni świat. Zjechaliśmy na sześćset sześć, A jeden, nadsztygara teść, powiada; „Warto myśleć trochę w przód. My odkopiemy go a on uderzy w stachanowski dzwon, zechce trzy normy gnać jak z nut, żeby krajowi węgiel dać, a nam kaput! Kopmy dokładnie, bez pośpiechu...” I jak nie mówić tu o pechu, gdy gość sam z siebie rzuca błękit fal. On za Stalina, zwiał z Tallina, by tutaj pod zawałem ginąć. Jako człowieka to go nawet żal.
© Jerzy Szperkowicz. Tłumaczenie, 2012