Nie pierwszy raz polecę do Odessy, i znowu mocno się opóźnia start, przeszła w błękitach cała stewardessa-baronessa. Co bez niej nasz przewoźnik byłby wart? W Murmańsku słońce przebiło się zza chmur, Nic tylko sobie leć do Tomska nocą, Polecieć z miejsca możesz nad Amur. Zaprasza Kijów - lećmy, tylko po co? Mówią w okienku „To może być różnie, pogoda wtóruje przeznaczeniu”. No właśnie, lot do Odessy nam znowu się opóźnia, pas startowy uległ oblodzeniu. W Leningradzie odwilż. Czy, u licha, wybierać rejsów nie mógłbym przytomniej? W Tbilisi gapią się znad kielicha, jak im herbata rośnie - nic tam po mnie. Słyszę: „Zamykam bording do Rostowa” Odessę jakby ktoś wręcz pomijał. Już nie wiem na kogo mam pomstować, zawodu to chyba nie przeżyję. Ja potrzebuję gdzie zaspy świeże, gdzie na meteo widać śnieg, zawieje, może gdzieś jest wszystko jak należy, ja tam miejsca nigdy nie zagrzeję. Przyjmuje Dół Kaczy - wniebowzięty, tam trzeźwych nie zaciągnie się wołami, otwarto Władywostok - port zamknięty, Oslo zaprasza - niech tam lecą sami. A jednak polecimy, pogodnieje, cofną zakaz. Silniki stękają, żeby sprostać, lecz ja już w nic nie wierzę, prawda taka: znajdą powód, czemu muszę zostać. Stąd nie wypuszczą, a tam przyjąć nas się im nie śpieszy, Zamiast przefrunięcia krew, łzy i pot. Na pokład (dobra nasza!) stewardessa nas zaprasza, Przystępna jak bilety na ten lot. Ja tam potrzebuję gdzie wulkany, gdzie tajfun lubi puszcze kłaść pokotem. Otwarto Lyon, Delhi i Tiranę, otwarte wszystko - tylko nic mi po tym. Wolisz płacz, wolisz śmiej się i tak jest po naszym rejsie. Z powrotem w czas przeszły nas sprowadza, władcza jak każda władza, stewardessa miss Odessa, nastawiona na niejedno przejście. Do ósmej odkładają czas odlotu. Pokorni przespać się próbują w przerwie. Mnie wszystko to obrzydło do wymiotów. Odlecę tym, co pierwszy się poderwie.
© Jerzy Szperkowicz. Tłumaczenie, 2012