Jak dzwony alarmu zadżwięczały w nocy ciężkie odgłosy kroków A więc musimy już iść i pożegnać się szybko, bez słów Po nieprzetartych szlakach przebiegły stada rumaków, rumaków, Nie wiadomo dokąd, unosząc wraz z sobą jeżdżców. Nasze czasy są inne, ciężkie, lecz szczęścia jak dawniej trzeba szukać I rzucamy się w pogoń za uciekającym szczęściem w slad. Tylko, że w tym galopie tracimy najlepszych przyjaciół, Nie zauważając w tym cwale, że opustoszał wokół nas świat. Długo jeszcze pożarem będziemy nazywać małe ognie, Długo bać się będziamy złowleszozego odgłosu kroków, Dzieci na dorosłych patrząc będą bawić się w wojnę A ludzi długo dzielić będziemy na przyjaciół i na wrogów. A gdy już się wygrzmi, wypali, wypłacze, gdy ustaną jęki I gdy nasze rumaki przestaną galopować wraz z nami, I gdy nasze dziewczyny zamienią szynele na sukienki, Bie będziemy mogli zapomnieć, wybaczyć i zlekceważyć.
© Celina Wysocka. Tłumaczenie, 1986