Nasze spotkanie było właśnie tym, na co się czeka tak jak na nieszczęście. Lecz w związek ten wskoczyliśmy jak w dym, nie bacząc na ponure konsekwencje. Zmniejszyłem ci znajomych dawnych krąg i dzięki mnie stanęłaś znów na nogi, lecz się za tobą ciągnął długi rząd byłych partnerów, wszystkich z patologii. Obiłem ryj twym kilku kumplom, fakt, bo jakoś mi nie grali od początku, choć oczywiście mogło być i tak, że któryś z nich ogólnie był w porządku. Co tylko chciałaś, zawsze mogłaś mieć i każdy dzień dla ciebie był niezapomniany. Mogłem pod pociąg co dzień rzucać się, szczęśliwie każdy skok był nieudany. I gdybyś ty czekała tego dnia, kiedy mnie zawinęli do więzienia, dałbym ci Teatr Wielki albo dwa; stadion Spartaka też by był w tej cenie. Ja zrobię wszystko, przecież dobrze wiesz. Nie kłam i nie pij - zdradę ci wybaczę, nieboskłon skradnę, jeśli tylko chcesz, Kremlowskie gwiazdy i podmiejską daczę. Teraz się ciebie boję cały czas, boję się nocy, cichych i intymnych. Tak jak mieszkańcy splądrowanych miast wciąż boją się powtórki z Hiroszimy.
© Mikołaj Kozak. Tłumaczenie, 2017