Przyciąga nas dno jak balasty, A lekkość unoci skrzydlata. Gdy noga do płetwy przyrasta, Skafandry oddzielą od świata. Wdzieramy się w głąb nie tak sobie - Aż szczęki się zwarły po dreszcze, Choć wiemy o morskiej chorobie I rekin postraszy nas jeszcze. Pragnienie! - Tu wody brak chyba?! Że pięknie tu na dnie - to baśnie. Oczami podziwia nas ryba - Przez maskę zagląda mi właśnie. Czy pojmie leżący w pościeli Lub ten, co i potok przepłynie, Że dotrzeć musimy do celu - Nasz trzeci bez tlenu tam ginie! Płaczemy - łza męska niech spudnie, Gdy głębie korali zachwycą, Jak rycerz, co szczyt zdobył na dnie, On zginął z otwartą przyłbicą. No cóż, że tym razem na tarczy, Choć zrobił, co mógł i powinien. Zwyciężył przypadek. - Wystarczy! A Jutro - na rewanż - w głębinie!
© Aleksander Śnieżko. Tłumaczenie, 2013