- Żmije, żmije dokoła, niech diabli! Wołał człowiek, ogarniał go szał. Wziąć mangustę! - Olśniła myśl nagle, Bym obrońcę wiernego w niej miał. Pracowały mangust starannie, Nie oszczędzał się cały ich ród: Gdy codziennie szły na polowanie, Bez dni wolnych, bez niedziel, śród. Tam, gdzie step i pustynie odwieczne, Patrol rozkaz otrzymał - tak jest! Ignorować miał żmije bezpieczne, Jadowitym położyć miał kres! Tu się smutek rozpostarł jak chusty: Człowiek zjawił się chyłkiem, jak tchórz, Stawiał sidła na plemię mangusty, Głosząc, że jest szkodliwa nam już. Przyszedł z rana, z nim psina niemała! Przed mangustą otworzył się wór, Ta się biedna broniła, płakała, Przecież z niej pożyteczny był stwór, Lecz złamane, zranione zwierzęta Wciąż rzucali jak grzyby na stos, Oszalałe od bólu i w pętach I od krzywdy za podły swój los. Zgadywały zmartwione bez miary: - Za co niosą nas teraz na rzeź? Powiadała mangustą im stara Z przednią nogą strzaskaną, że gdzieś W Belgii kozy wygryzły kapustę. Wróble w Chinach ryż zjadły nie w czas, A w Australii przez podłe mangusty Pożyteczny wyginął już płaz. To nie jakieś tam dziwo nad dziwy: Pożyteczną jest, wtem - losu skręt: Okazało się, że zbyt uczciwie Tępi żmije, do których ma wstręt. Więc nagroda jej za to wypada, To nasz srogi rachunek, nie czyj. Widać, ludzie nie mogą bez jadu, A więc, znaczy, nie mogą bez żmij. Znowu żmije dokoła, niech diabli... Wołał człowiek, ogarniał go szał. Wziąć mangustę! - Olśniła myśl nagle, Bym obrońcę wiernego w niej miał.
© Aleksander Śnieżko. Tłumaczenie, 1996