Cienie pod koła się podkładają, Lasy za nami i czas się dłuży, A tu już bloki się pojawiają, Widzę w oddali cel mej podróży. Już skrzyżowanie, spowolnić trzeba, Paniom się kłaniam, panom się kłaniam, I tym, co na nas lubią się gniewać, Pięknie się kłaniam, pięknie się kłaniam. Czapkę zdejmuję i w pas się kłaniam, Dumnej Warszawie, pięknej Warszawie, Do centrum prosto, most, pod nim Wisła, I wciąż się dziwię, że ja w Warszawie. Wojnę ma ona dawno za sobą, Nieporównana i niezrównana, Szaleńcy chcieli zrównać ją z ziemią Dlatego ona i niezrównana. Porządek tutaj, słowa nie powiem, Już jestem blisko, niosą mnie nogi, Przed starszą panią pochylam głowę, O drogę pytam by nie zabłądzić. Po polsku mówię jak ryba piła, Staruszka ciepło: „Prosto, mój drogi.” Potem znów do mnie się odwróciła, Mówiąc raz jeszcze:” Prosto, mój drogi.” Dumna i pańska Rzeczpospolita, Polska zdradzona, polska pobita, Już tyle razy we krwi skąpana, Na wschód i zachód gniewnie spogląda. Warszawa - moich marzeń korona, Wciąż zniewalana, wciąż znieważana, Przez długie lata jarzmem dręczona, Żegnaj najdroższa, pa, do swidanja.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?