Znudzony życiem, rozgłosem zmęczony, James Bond mieszkaniec Stanów Zjednoczonych, W dobrach swych przed światem ukrywał się. Od dawna sławny jak sam Jezus Chrystus, Syn Hollywoodu i wzór dla filistrów, Agent zero siedem, sławetny szpieg. Gwiazdor, legenda kina Od Moskwy po La Paz, Koneser sztuki, wina, Amant, przestworzy as. A mówiąc między nami, Wielbiciel pięknej płci, Sam Marcello Mastroianni, To przy nim mały pryszcz. Bond w swojej okazałej rezydencji, Żył cicho, skromnie, prawie jak pustelnik I nuda sroga doskwierała mu. A w świecie oszalałe fanki, Zrywały z niego spodnie, marynarki, Niejeden stracił tak markowy ciuch. I żył tam jak lew w klatce, A kiedy Bondem był, Knuł, aranżował akcje, Szpiegował, ze Służb kpił. Sprytem czarował, zwodził, Z gwiazdkami kina spał Lub na podwodnej łodzi, W karty o życie grał. Do Moskwy raz artystę Jamesa Bonda, Ściągnęli towarzysze z Gosfilmfondu, By zagrał, zrobił u nas jakiś film. Nie chcąc być na lotnisku rozpoznanym Przyleciał do nas byle jak ubrany, Markowe cichy schował w kufry trzy. Zresztą osądźcie sami, Co może zrobić Bond, Gdy zakochane fanki Żywcem go schrupać chcą. W Chicago na lotnisku, Fanki dopadły go. Zerwały z niego wszystko, I potargały włos. A kiedy u nas w Moskwie wylądował, Woła tragarza, za bagaż się chowa, Po czym do taxi biegnie ile tchu. Nagle się przy nim gazik zatrzymuje, On miast paszportu zdjęcia pokazuje, I po angielsku w nich: „How do you do”. A obok tłum napiera, Sam z siebie zebrał się, Czekają na boksera, Czempiona ZSRR. Na olimpiadzie w Tokio Złoto wywalczył on, Niemcowi podbił oko I wygrał przez KO. A Bond nierozpoznany wchodzi chyłkiem Do Nationalu przymulony winkiem, Recepcjoniście nisko kłania się. Ten bierze go za lumpa gawędziarza, I wali po naszemu: „Mordo wraża, Po co się tutaj kręcisz nędzny psie.” Szwajcar do drzwi go ciągnie, A on powtarza wciąż: „Ja jestem zero siedem, Agent, przesławny Bond.” „Międzymiastową chciałbyś? A talon to ty masz?” A Bond się napiął cały, Zsiniała jego twarz. I w tejże chwili drzwi się otwierają, Z wytwórni filmów chłopaki wpadają, Łagodzą sprawę jakby nigdy nic. Na to sprzątaczka z hukiem stawia wiadro: „To jakiś agencina, kurze łajno, U nas pod piątką książę z Konga śpi.”
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?