Przyjechałem pohulać w stolicy, Z byka cios i frajer wącha bruk. Zaliczam komisariat milicji, I tam widzę ją, dziewczynę cud. Trudno zgadnąć dlaczego tam przyszła, Może paszport podbić albo wziąć. Piękna, świeża, młodziutka i czysta, Zapragnąłem zapoznać się z nią. Szedłem za nią myśląc „dobra nasza”, Co jej mam rzec, żem złodziej i drań. Już podpity, podchodzę, przepraszam, Do „Sojuza” zapraszam na dans. Uśmiechali się do niej przechodnie, Miałem chęć po ryjach ich lać. I tak jeden zaliczył po mordzie, Kiedy mrugnął na nią jak na bladź. Smarowałem jej bułki kawiorem, Rubelkami szastałem jak pan. Nie płaciłem orkiestrze bilonem, Grali dla niej, a parkiet był nasz. Wiele ja jej naobiecywałem, Zapewniałem o miłości mej: „Przez sześć dni nikogo nie okradłem, Ja w tri miga pokochałem cię.” Mówię do niej przez łzy, jak pijany: „Z tobą tylko przez życie iść chcę.” Na to ona z ironią: „Kochany, Za sto rubli ja oddam ci się.” Uderzyłem w twarz ptaszynę lubą, Zakipiała ma gorąca krew. Na milicji ją znali już długo, Moją miłość, mego szczęścia treść.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?