Kiedy rozkwita wiosna Zielona i radosna, Dusza do życia zrywa się jak ptak. A ty przychodzą tacy, Z pepeszami żołdacy, Ubieraj się - mówią - w drogę już czas. Krzyczałem aż opadłem całkiem z sił: „Dlaczego zabieracie wiosnę mi.” Od maja śledztwo w toku, Pod nos pchają protokół, Czterdzieści dni w ciemnicy przyszło żyć. I nagle jak nóż w plecy, Lenę zwijają w nocy, I śledczy jeszcze bardziej marszczy brwi. Nim przyjdzie mi tam w zonie na dno iść, Pokażcie chociaż rąbek wiosny mi. Jadą pełne wagony, Jak w wojnę eszelony I stukot kół jak zegar mierzy czas. Za oknem raj zielony: Brzozy, buki i klony. Jakby mówiły: „Nie zapomnij nas.” Z nasypu nam machają, serce drży, Jak można było zabrać wiosnę mi. Pyta mnie Lena wzrokiem: Spadamy? A ja: „Potem. Jakże bez wiosny mógłbym pryskać stąd.” I wtedy do mnie Lena: „Wystarczy tego chleba”, I nocy tej zbiegliśmy w tajgi głąb.     Na trzecią noc te diabły W barłogu nas dopadły. Ich psy zwęszyły naszych butów ślad. Związali nogi, ręce, Krwawiło moje serce, I wlekli nas po błocie w rannych mgłach. I zrozumiałem, przyjdzie mi tu zgnić. Na zawsze odebrali wiosnę mi.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?