Jak te dzwony na trwogę głucho dudniły kroki aż po świt, Był to znak że już wkrótce będziemy się żegnać bez słów. Po nieprzetartych szlakach galopem gnały konie w deszczu krwi, I nikt nie wie jak długo im przyjdzie cwałować bez tchu. Nasze czasy tak inne, tak liche, a szczęście daleko stąd, My w pogodni za nim wciąż pędzimy na oślep co sił. W tej gonitwie szalonej nie szczędzi nam razów okrutny los, W pełnym biegu nie sposób jest dostrzec kto poległ, kto żyw. Jakieś ognie po nocach będziemy co rusz za pożary brać, Nie raz jeszcze zatrwoży nas podkutych buciorów skrzyp, Dzieci w wojnę tu bawić się będą być może i za sto lat. I ludzi długo dzielić będziemy na wrogów i swych. Kiedy wrzawa ucichnie, dopalą się zgliszcza, zaśpiewa ptak, Kiedy konie pod nami ustaną i opadnie pył. Gdy dziewczyny szynele zamienią na suknie i zatańczą nam, Trzeba będzie wybaczyć, zapomnieć i od nowa żyć.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?