Rozbieg i skok i wstyd się z ziemi podnieść, W ustach mam piach, a w oczach stoją łzy. Strąciłem znów zaklęte dwa piętnaście, Przegrać tu dziś, to jak w odstawkę iść. Czasem myślę, czy warto tak żyć, Sport to jedna z tych kapryśnych mód. Tu na krótko zostaje się kimś, By za chwilę jak głaz runąć w dół. Chcę jadać jabłka wprost z rajskiego drzewa I wąchać sławę jak ten róży kwiat. Choć innym służy do skakania lewa, Ja wolę prawą, z prawej skaczę ja. Rozbieg i skok, poprzeczka na dół spada, Kibice gwiżdżą, dziś nie usłyszę braw. Trener się wściekł jak cham do mnie zagadał, Weź w karby się, nie skaczesz tutaj w dal. Ty od dziecka masz krzywy zgryz, Miarkuj się, popełniasz wielki błąd, Skok z prawej brać to jak do tyłu iść, Puknij się w łeb, o rozum boga proś. Od gniewu siny mówię to co trzeba, Objaśniam durniom, co mi w duszy gra. Niech tam wam służy do skakania lewa, Mnie prawa kręci, prawa jaja ma. Rozbieg i skok, dziś mam wielkiego pecha, Strąciłem znów, mój rywal zaśmiał się, Moje zwycięstwo w siną dal ucieka, A trener znów mi joby w złości śle. Ze sławnych mistrzów ty przykład bierz, Skok z prawej to jest na naturze gwałt. Musisz to zmienić jak wygrać chcesz, Lub jak ten kloszard kiedyś sięgniesz dna. Prawa ma sznyt, a lewa mocno ściemnia, Niech trener mój przestanie bzdury pleść. Nogi mam dwie i po co je zamieniać, Prawej na lewą zamienić nie da się. Z trybuny śmiech zabrzmiał jak dzwon donośnie, Animusz mój nie osłabł ni na cal. Rozpędzam się i biorę dwa piętnaście, I słyszę jak zwycięstwa trąbka gra. Niech żre mnie trema, ja zniosę to, Niech w oczach głupców wyglądam źle. Ja tu na szczycie nadaję ton, Nikt mnie nie zepchnie, ja nie poddaję się. Żonka w domu w futrze niczym mors, Świństewka knuje, robi mi na złość. Gdy ja tam w górze za flopem flop, Ona tu z innym idzie na dno. Jadam dziś jabłka wprost z rajskiego drzewa I wącham sławę jak tej róży kwiat. Niech im tam służy do skakania lewa, Ja prawą wolę, z prawej skaczę ja.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?