Na granicy z Turcją albo z Pakistanem, Z prawa tam, gdzie rozciąga się neutralny pas, Stoją nasi żołnierze z naszym kapitanem, A na lewej stronie ichniej ziemi szmat. Na neutralnym pasie jest kwiatów w bród, Tak pięknych że brakuje słów. Narzeczona kapitana mieszkanka Połtawy, Przyjeżdża i mówi doń: „Miły, tak i siak, Musisz wiązankę kwiatów do ślubu mi sprawić. Bez kwiatów ślub to farsa, pijaństwo i płacz.” Na neutralnym pasie kwiatów w bród, Tak pięknych że brakuje słów. Do ichniego naczelnika, tego po sąsiedzku, Także zjechała baba, a z nią zachcianek moc. I także mówi: ”Miły” tylko, że po turecku, „Ślub musi być z kwiatami, do tego wielki tort. Na neutralnym pasie jest kwiatów w bród, Tak pięknych że brakuje słów. Żołnierze pogranicza - to dziarskie chłopaki, Kapitan wstał, trzech wnet do niego przyłączyło się. Nie mogli oni wiedzieć że bracia Azjaci, Także po kwiaty nocą wybierają się. Na neutralnym pasie jest kwiatów w bród, Tak pięknych że brakuje słów. Nasz kapitan pijany kluczy niczym zając, Ichni kapitan lezie, też pijany w sztok, Przewraca się na kwiaty, coś tam po turecku bełkocząc, Nasz po rusku krzyczy: „...mać„ i pada na nos. Na neutralnym pasie jest kwiatów w bród, Tak pięknych że brakuje słów. Kapitan śpi, śni mu się granica, Że idzie przez nią dumnie jak przez kremlowską sień. Nie była mu potrzebna jakaś tam cudza zagranica, Chciał neutralnym pasem przespacerować się. Czemu nie? Wszak to niczyjej ziemi kęs, On neutralny przecież jest. Na neutralnym pasie jest kwiatów w bród, Tak pięknych że brakuje słów.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, 2016