Dziś sporo wypiłem, Przy stole zasnąłem, Potem się zbudziłem z kacem jak ten głaz. Wiem, co teraz zrobię, Czaju pić nie mogę, To może koniaczek lub wódki sto gram. Nieraz przy sobocie, Łaźnia po robocie. Ale dziś z kuplami zaliczamy bar. Mówią mi kamraci, Że są telepaci, Że o nich czytali w gazetach nie raz. W ich pijackie brednie Nie wierzę zupełnie. Mówię im: żyć ciężko i że żonę mam. Chciałbym tu w Irkucku Żyć z żoną po ludzku, A tu klops. Wychodzi nie tak jak bym chciał. U nich są agenci, Jak dętka nadęci, Agenci hamulców nie mają za grosz. Mają instrumenty, Magnetyczne wstęgi, Lewą nogą robią wszystko, jak na złość. Wyszła sprawa taka, Wczoraj była draka, Bili się - godzili, - rozejm, szafa gra. A agent sadysta: „Dobij go - naciska”. Dobiłem i teraz czuję się jak wrak. Taki wist nie leży W moim charakterze. Podłości, przestańcie dyrygować mną!!! Przestańcie kaleczyć, Ludziom każdy wieczór, Dajcie im możliwość robić to co chcą.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, 2016