Jedziesz pociągiem czy też na ten przykład drepczesz na cyku piechotką przez świat. Widzisz pojazdów obfitość niezwykłą tak, że brak szans, abyś dożył swych lat. Właśnie wypadek miał miejski karawan. Przyłożył w słup i do późna tam tkwił. Wszyscy doznali poważnych obrażeń z wyjątkiem tego, co w trumnie już był. Sam pan naczelnik ustami dotykał czoła zmarłego wśród żałobnych róż i każdy całował - prócz nieboszczyka który nie musiał całować ich już. Płaczki najęte płakały fałszywie Grabarz na "odwal się" wykopał grób. Fałszował diak, roniąc łzy nieprawdziwe. Prawdziwy jedynie był tylko trup. Wtem runął deszcz i zaczęła się burza (siły przyrody z poważnych drwią chwil). Trup leżał w trumnie, na deszcz się nie wkurzał. Widać po śmierci się ma taki styl. Co mu tam deszcz, co mu burza, panowie. Kto życie zna, ten zrozumie tu mnie. W końcu nieboszczyk to jest były człowiek, a z tych, co żyją, kto człowiek - któż wie. O żywych plotki się wszelkie powtarza Prawda czy nie - i tak wezmą na ząb. Dopiero, bracie, ci nic nie zagraża gdy już ułożą cię w sosnę czy dąb. Dwa metry w dół, tak jest cicho, przytulnie cisza niezwykła kołysze do snu. Możesz oddzielnie tak leżeć czy wspólnie i kwaterunek nie wtrąca się tu. Czy cię do trumny ktoś ubrał czy ostrzygł to mało ważne, lecz stwierdzą ten fakt: "To jest naprawdę wzorowy nieboszczyk. Nie ma wymagań, i dobrze mu tak."
       
Oto jest wyższość umarłych niebożąt. Dłużej dowodzić tu jej nie ma co. I tak nam w końcu po karku przyłożą (z wyjątkiem tych, którzy w trumnach już są).
© Wojciech Młynarski. Tłumaczenie, 1980
© Gustaw Lutkiewicz. Wykonanie, 1980
© Mariusz Miklas. Wykonanie, 1985
© Wojtek Gęsicki. Wykonanie, 2019