Nie obłapiaj pierwszej lepszej talii, Umykając nie łam rąk i nóg. Pomyśl sobie, jak do skał Australii Dobił był świętej pamięci Cook. Mlaszcząc smakowicie wśród azalii, Tam dzikusów lud na brzegu siadł. Dzień i noc w słonecznej tej Australii Każdy tam każdego gryzł i jadł. Lecz w czym przyczyna, że tubylcy zjedli Cooka? Któż się domyśli? Milczy nauka. A mnie normalna, zwykła myśl do głowy puka: Jeść im się chciało - więc zjedli Cooka. Mówią, że wódz ich, kawał gbura tudzież mruka, Mruknął, że smaczny byłby kok ze statku Cooka. Szło im o koka, o tłustego garkotłuka - Lecz przez pomyłkę pożarli Cooka. Bo w noc jak kruczoczarne skrzydło kruka Odnajdzie Cooka, kto koka szuka. Któż z góry wie, ile kukułka lat wykuka... Stuknęli w ciemię - i nie ma Cooka. Ale istnieje inne jeszcze domniemanie, Że przez szczególne zjedli go poszanowanie, Że zły czarownik ich napuścił, chytra sztuka: Rusz się narodzie, konsumuj Cooka! Bo to jest gratka i dla dziadka, i dla wnuka - Kto Cooka zje, ten odziedziczy cnoty Cooka. W rozumowaniu tym, być może była luka, Lecz nim spostrzegli - nie było Cooka! I już po uczcie - i zakrada się zwątpienie, Biednych tubylców gryzie sumienie - I chociaż dzicy, czują, że ich czyn ten bruka - Bardzo żałują, że zjedli Cooka.
© Wiktor Woroszylski. Tłumaczenie, 1989
© Artur Jackowski. Wykonanie, 2010