Co dzień wieczorem ktoś mi pali świece, I obraz twój spowija gęsty dym... A ja nie wierzę, że czas rany leczy, Że wszystko mija razem z nim. Spotkań z nią zawsze już mi będzie mało, Wszystkie pragnienia, wszystkie myśli złote, Wszystko z nią razem w podróż się wybrało, Z nią razem odleciało samolotem. Co dzień wieczorem ktoś mi pali świece, I obraz twój spowija gęsty dym... A ja nie wierzę, że czas rany leczy, Że wszystko mija razem z nim. Ciepłe uczucie zagościło w sercu, Ale z mej duszy straszną pustką zionie. Z pieśni zostało tylko kilka wersów, A cała reszta już należy do niej. Co dzień wieczorem ktoś mi pali świece, I obraz twój spowija gęsty dym... A ja nie wierzę, że czas rany leczy, Że wszystko mija razem z nim. Wiodą donikąd mojej duszy drogi. Na drugim planie kryją się zdławione Jakieś pół zdania, dwa czy trzy dialogi, Na pierwszym planie: Francja, Paryż, Ona. Co dzień wieczorem ktoś mi pali świece, I obraz twój spowija gęsty dym... A ja nie wierzę, że czas rany leczy, Że wszystko mija razem z nim.  
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1994
© Viktoras Pustovojus. Wykonanie, ?