Czemu tyle w sobie mam dość grubiańskiej siły? A spróbujcie to, co ja, przeżyć chociaż raz! Ponoć moja mama mnie w czepku urodziła I na szczęście dała mi purpurowy pas. Czemu zatem jestem wciąż smutny i ponury? Czemu już za młodu mam na swych skroniach szron? Zdrowie po tatusiu mam. Po tatusiu, który Rozum mi do głowy wbił, gdym opuszczał dom. W łaźni ze mnie myśli złe wrzątkiem wyganiali, Razów też nie szczędził mi mój niedobry los, Żebym wykształcony był, zdrowy - jak ze stali, Żeby niczym kryształ brzmiał mój pokorny głos... Śpiewałbym piosenki wam o zielonych łączkach, By się przy nich zrelaksować każdy słuchacz mógł. Każdy by mi mówił: „Zuch!”, każdy ściskał rączkę... Lecz aksamitnego głosu nie chciał dać mi Bóg. A ja chciałem śpiewać wam prawdę prosto w oczy, Żeby chociaż raz na szczerość się odważył ktoś! Zaśpiewałem. I mój krzyk wszystkich zauroczył, Wcale was nie zgorszył mój zachrypnięty głos. Skąd się zatem wzięły te kłamstwa i obelgi? Lud, świadomy mocnych słów, trafny ceniąc rym, Jak wyroczni słuchał mnie, choć zbierałem cięgi, Tych dokonań zmarnotrawić nie pozwolę im! A przypowieść głosi tak: pewien Sługa Boży Krzyż swój dźwigał. Lecz miał wszy. Życie stracił, gdy Bliźni głowę ścięli mu, martwy jest, niebożę, Bo uznali: tak najprościej usuniemy wszy.
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1994