Sam jestem winien, ale teraz próżny płacz, Wjechałem w cudzą koleinę. Muszę stać W głębokiej i szerokiej bruździe. Cały czas Przed siebie śmiało podążałem, no i masz! Ktoś ugrzązł tu któregoś dnia, Teraz się w błocie ślizgam ja. Koleina jest grząska, że hej, I niełatwo wydostać się z niej. Przez przypadki odmieniam ją więc, Przeklinając siarczyście, jak szewc. Właściwie, co tak złości mnie? Wszak nie jest źle... Bywało gorzej, a tu postój w nocnej mgle. Przede mną, za mną droga prosta, niczym stół, I pełny spokój, skąd więc trwoga, skąd ten ból... Ot, przerwa w trasie - zwykła rzecz, Można coś wypić i coś zjeść. Wokół pełno tu śladów od kół, Nie ja jeden wjechałem w ten muł. Tak, jak inni, się wciągnę w tę grę, Tak, jak oni, dojadę, gdzie chcę. Był taki jeden, co się rwał, co nie chciał stać, I głupio zrobił, za wygraną mógłby dać. Wysiłek go kosztował sporo, opadł z sił, I silnik całkiem zakatował, zatarł w pył. Ale poszerzył opon ślad - Ten, w który mój samochód wpadł. Jego ślad się urywa wśród łąk, Bo przezornie zabrano go stąd, Żeby nie mógł następnym, jak ja, Już przeszkodzić ugrzęznąć do dna. I właśnie na mnie dziś trafiło, olej wrze, A ja i tak nie jadę wcale - ślizgam się. Trzeba by wysiąść, wąski z desek zrobić tor, Ale czy warto? Może wezmą mnie na hol... Jednak na darmo łudzę się, Bo w cudzej koleinie tkwię. Chętnie splunąłbym błotem i rdzą, Coraz głębiej zapadam się w nią, A że grzęznę, jak tylko się da, Inni głębiej ugrzęzną, niż ja. I pot mnie oblał: wokół las, daleko świt, Co zrobię, gdy nie będzie tędy jechał nikt? I nagle patrzę, jakiś strumyk rozmył brzeg, Kawałek dalej koleina kończy się! Błoto spod kół mi leci w twarz, I mówię sobie: „Radę dasz!” Kto następny? Nie róbcie, jak ja! Jazda za mną to zbyt duży błąd. Moja już koleina jest ta, Tylko swoją wyrwiecie się stąd!
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1994