Malarz pijany szalenie (Chwiejny wydawał go krok) W nagłym przypływie natchnienia Wziął cudzy pędzel do rąk. Serce zabiło mu z trwogi, Gardło ścisnęły mu łzy, Bo zgrabne i długie nogi Wąską uliczką gdzieś szły. Malarz do Wenus w nadziei Podbiegł i zadrżał mu głos: „Dante do swej Alighieri Schodzi do piekła co noc. Tam jednak schodzić nie warto - W piekle nam byłoby źle... Imię me brzmi Leonardo. Chodź, namalować cię chcę! Możesz mi nago pozować - Złego nie zrobię ci nic, - Będę cię tylko rysować, Po co urodę masz kryć!“ Lecz nieznajoma odrzekła: Jestem wierząca. I wiesz... Jeśli chcesz trafić do piekła, Znajdź sobie inną i grzesz! Malarz rozpustę i świństwa Szerzy gdzie tylko się da! Phi, Leonardo da Vinci - Też mi Rafael! Cha! Cha! Nie dam się zwieść chuligaństwem, Choćbyś mnie wzruszył do łez! Co mi to twoje malarstwo, - Najpierw za żonę mnie weź! Kiedy będziemy w sypialni, Możesz już robić, co chcesz... Może i jesteś genialny, Lecz ja swój rozum mam też!“ „Serce jest sztuką zatrute!“ - Malarz swe dłonie z nią splótł... I po upływie minuty Już do ołtarza ją wiódł. ...W biednej dzielnicy ujrzałem Damę podstępną i złą, - W niej Monę Lizę poznałem - Portret jej zdobił mój dom. Miała w Sorrento przyjaciół I przechwalała się wciąż: „Łatwo się złapał na haczyk Inteligentny mój mąż!...“ Rok się jej malarz przyglądał, - Przenieść na płótno ją chciał, - Śmiała się z niego Gioconda - Uśmiech zagadką się stał. ...Radość na twarzy jej gości, Z czego ta dama tak drwi? Piękna połowa ludzkości Z męskiej naśmiewa się płci!
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1994