Ras duża ilość na ziemi to pech, Wcale to nie jest bezpieczne, - Człowiek połyka podobno przez wdech Dwa i pół litra powietrza! A więc już wkrótce zadusi się lud, To będzie kres naszej ery: Przecież Chińczycy - to proste jak drut - Połkną raz-dwa atmosferę! Rzeczy okropne widziałem w swych snach, Mówię wam jak na spowiedzi: Wchodzę do domu, a w kuchni, przy drzwiach Mao Tse-tung sobie siedzi! I kula ziemska - mówiły mi sny - Tylko trzy nacje już liczy: Miliard jest w Stanach, miliard to my, A cała reszta - Chińczycy. I jakiś dziwny podają mi druk: „Podpisz czym prędzej tu, w rogu, - Zdobyć musimy Daleki wasz Wschód, - Bardzo musimy go zdobyć!" Odtąd nie mogłem już pić, ani jeść, Ciągle o śnie tym myślałem, - W pracy kolegę, choć przykra to rzecz, Mao Tse-tungiem nazwałem. Lecz można w kosmosie urządzić się gdzieś, - I po co się bić z Ameryką? Im - prawą część, nam - lewą część, - A całą resztę - Chińczykom.
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1995