Jest gdzieś konstelacja, co Cetus się zwie, W niej gwiazda, co Tau ma na imię, - Tak bardzo zaradna, że zerwać już chce Z dość zgraną kosmiczną rodziną. A życie na Tau Niełatwe byś miał, - Tam często miewają kłopoty Przeróżne myślące istoty. I oto już promień oświetlił mi szlak, Mym lotem ktoś z Ziemi sterował, - Wysłano mnie po to, bym mógł co i jak Na miejscu się sam zorientować. Tryb życia na Tau Dość dziwny się stał, - I jeśli słów ziemskich używać, To całkiem odbiło im chyba. Gdy stan nieważkości udzielił się mi. Kontaktu już z nimi nie miałem. Bo taktu w ich słowach nie było ni krzty: I łączność z planetą zerwałem. Tam dziwny jest byt - Nie rozgryzł go nikt, - Od lat kapitalizm budują, I nudzą okropnie i trują. Powitał ich najpierw przyjazny mój gest, Starałem się bowiem jak mogłem. Gdy sam w ich języku mówiłem im: „Cześć!", Co w naszym oznacza: „Dzień dobry!" Cechuje ich spryt, Nie zwiedzie ich nikt. Maskować się też uwielbiają - I z pola widzenia znikają. Przed startem: „Bądź twardy!", - poradził mi ktoś, Krzyknąłem, machając rękami: „Galaktyka waszych numerów ma dość!", - A oni mrugają światłami. Choć tlenu tu brak. Mieszkańcy i tak Nikogo o pomoc nie proszą - Cierpliwie trudności te znoszą. Krzyknąłem im w gniewie: „Niech trafi was szlag!", Lecz cybernetyczny mój tłumacz Opróżnił zbiorniki z paliwem i bak, - Dosłownie mnie widać zrozumiał. Coś nie gra mi tu, A może w tym dniu Alkohol osłabił ich czujność. Bo widzę ich jakby potrójnie... Krzyknąłem: „Mężczyźni! Powiedzcie mi jak..." Lecz głos mój nie zabrzmiał zbyt czysto, - Mieszkankę planety złapałem za frak. Szepnąłem: „Wyśpiewasz mi wszystko..." Przedziwna to rzecz! - Odrzekła: „Idź precz! Nie chcemy z płcią męską obcować, - Będziemy po prostu pączkować". To słysząc, w powrotny udałem się lot. Najchętniej bym upił się z żalu, Bo według Einsteina poczciwy nasz glob O lat się kilkaset oddalił. Przeszywa mnie dreszcz, Bo może tam też Ktoś się z uczonymi naradził, I też pączkowanie wprowadził...
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1995