Czy znów wszystko z siebie dam, Nową pieśń wykrzyczę, Czy też może umrzeć mam - Choćby na gruźlicę. Czy ostatni zdławić krzyk, Czy wziąć do rąk gitarę?.. Lepiej w saniach aż po świt Jechać traktem starym! Co za pech! - tracę ją, Grę przegrywam za grą, - Kiedy będzie mi szło, Coś opadnie na dno, - Co?.. Cały czas biegnę gdzieś, A i tak nie zdążę, - Czy rozpadał się deszcz, Czy nadeszła odwilż... Może w mojej pieśni końca brak, A może sensu nie ma, - A ja zawsze sam przecieram szlak, I sam plony zbieram. Tyle lat - ból i złość, Pieśni, krzyk, zerwany głos, Bukiet komuś - co za los! - Niedopodarował ktoś... Dość! W inny świat, obszar gdzie Cicho i spokojnie, - Chociaż raz znaleźć się Na przestrzeni wolnej... Żeby mnie nie złapał nikt, Nie odnalazł tropu, Żeby wreszcie po sam świt Dał mi święty spokój! Nie ma jej, krzyczę: „Stój", - Cały świat runął mój, Bez niej tylko w sercu ból, Dla niej sny i marzeń rój... Boże mój!
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1995