Ma cisza mnie w opiece, Na jawie nawet śnię I tylko śmieszne rzeczy Przypomnieć sobie chcę. Zdziwiony pyta lekarz: "Do dna? Osiemset gram?" Ze strachu i ze śmiechu Okropne dreszcze mam. Ja jestem - kropla w morzu, I w niemym kinie kadr. Nikt drzwi mi nie otworzy - I śmieszny jest ten świat. Wspomnienia już się śpieszą, Jak pszczoły brzęczą w snach. A mnie to wszystko śmieszy, I śmieję się aż strach. I obraz przeżyć długich Monumentalny jest: Raz z jedną, a raz z drugą, - Uśmiałem się do łez! Kondycji swej nie tracę, Kark zginam raz po raz, Na drzwi ze śmiechem patrzę, I czekam cały czas... Na sali biały fartuch Pojawił nagle się, I pyta: "Czy to żarty - Ten Pana ciągły śmiech?" A ja się śmieję na to, Aż słyszę łóżka zgrzyt. Śmiech różny ma charakter, - Mojego nie zna nikt. Bo życie to alfabet, Doszedłem już do "W", Więc czeka mnie zagłada, Już mi brakuje tchu. Lecz złapię się, uwierzcie, Za dół litery "Z" - Pokrzyczę trochę jeszcze! I zbudzi was mój śmiech. I śmieją się litery, I śmieję się ja sam. Gdy umrę, to dopiero Do śmiechu powód dam. To śmieszne, że do gołych Mój nagi dotrze śmiech, - A jeśli was dotknąłem, To wcale nie mój grzech. Drobnostka - szpital, sala, I błaha sprawa - kac. Bo ja się zawsze śmiałem. Bez przerwy. Cały czas! A zegar tylko czyhał, By mój odmienić los... Wy się śmialiście cicho, A ja - na cały głos!
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 2014