Pan kapitan w ten dzień był z załogą na ‘ty’, Ciura równy był dziś bosmanowi... Gdy ujrzeli ten ląd, co majaczył przez mgły, Oddali się bez reszty szałowi. Świeżość porannych bryz Uderzyła do łba; Brzeg ukazał swój rys, Gdy opadła już mgła, A to ziemia wyśniona, obiecana - Jak za Kolumba i Magellana. Tylko mnie tych brzegów Ujrzeć nie da los zły. W spowolnionym biegu Pruję dziobem gąszcz mgły, Wciąż mi kryje ta mgła Wymarzony mój cel. Tak dotarłem do dna, Aż na piasków plaż biel. I statki odpłynęły - moi bracia, flota ma. Kto żałował, zadumał się chwilę... Wielki marsz gdzieś w oddali kreśli na wodzie ślad; Mnie i żagle me - zostawili w tyle! Choć sprzyjała pogoda, Już opuścił mnie Bóg. Kiedy ucichła woda, Usłyszałem dział huk, Dwakroć oddać strzał - rozkaz bosmana - Na cześć Kolumba i Magellana. Pianę muszę pić, bo Fala nie chce wziąć mnie, Dziobem zorałem dno, W nagie burty wiatr dmie, A na burtach mych cały Szereg blizn, dziur i szram; Wszak to powód do chwały, Nie ukrywam swych ran! Tu pod żebrem od działa - to po strzale jest ślad, Ta szczelina - to taran mnie zmiażdżył, A na burtach od haków - raz to wróg, pirat raz, I nie zliczy już nikt - abordaży. Jak gitary gryf - kil Z biegiem lat wygiął się, Przez te tysiące mil Rafy kruszyły mnie, Zapomniany gnije - muszę wyznać; Nawet sól może toczyć zgnilizna. Wiatry piją mą krew I hulają wśród dziur, W ranach słyszę ich śpiew, Który sprawia mi ból, Ja pod nimi wstać muszę, Dzień czy noc, całkiem sam. Chociaż gwoździe w mą duszę Wbija wiatr, dzielnie trwam! I w szaleństwie przewraca co na drodze swej ma, Wiatr jak gość nieproszony, niechciany... Beczki z rumem rozbije albo porwie mnie z dna I zabierze mnie znów w oceany. Żyłem taką nadzieją, Jak skazaniec chce żyć, Lecz znów wiatry nie wieją, Pęka nadziei nić, Moje maszty - jak starcze ramiona, Żagiel zwisa bez tchu - jakby konał. Jeśli stanie się cud, Fala porwie mnie w dal, Zetrze z burt moich brud I popłynę wśród fal. Boską moc woda niesie, Znowu wiatr będzie wył, I się żagiel podniesie, Jak na skroni pęk żył! Tak doganiam swoich, by wybaczyć, że Zapomnieli i zacząć od nowa, A na moim pokładzie miejsca dość znajdzie się, Do załogi urazy nie chowam. Tylko widzę że brak Dla mnie miejsca jest tu. Niech się ruszy ten wrak, Też chcę do szeregu! Czyż to nie ja, wasz brat? Żyw, lecz nie bez szkody. Wszak szeroki jest świat, Dla wszystkich starczy wody! Czemuż nie chcecie mnie, Odejść mam jak nie swój? Jeśli byłem na dnie, Przesądzony los mój?! Dajcie zaznać swobody, Wszyscyśmy statkami. Dla wszystkich starczy wody! Dla wszystkich starczy ziemi! Tej ziemi, wyśnionej, obiecanej, Jak za Kolumba i Magellana!
© Bartłomiej Bzdęga. Tłumaczenie, 2007