Twoje oczy są jak nóż, Spojrzysz na mnie, wtedy, cóż... Zapominam, gdzie ja jestem, no i skąd. Jak spode łba zerkniesz, to, Niby tasak serca dno Rozszarpuje, jakby czekał na mój błąd. Jestem silny tak jak nikt, A ostatnio jakiś byk Padł z mej ręki, bo na drodze mojej był. Mogę dłonią rąbać las, Lecz zajmować cały czas Się moralną twą naprawą nie mam sił. Czy zdarzyło się choć raz, Żebym z wódą poszedł w gaz? A ty ciągle mi się szlajasz, nie wiem gdzie. Skroję kwadrat albo dwa, I do domu wracam, a Ciebie nie ma, więc cię szukam całe dnie. Tak złaziłem cały świat, A przez kilka ładnych lat, W różne miejsca się przez ciebie czasem szło. Raz zrobiłem mylny krok I ktoś nóż mi wsunął w bok, Na OIOM-ie mnie odwiedzić nie miał kto. Stary chirurg skalpel wziął, Coś znieczulał, coś tam ciął. Siedem dni i siedem nocy rany szył. Jak narkozy przyszedł kres, To wylałem morze łez - Że dla zdziry zmarnowałem tyle sił. Ciebie, łajzo, złapie strach, Jak wypiszą mnie na dniach, I zgotuję ci scenariusz jak zły sen. Wezmę brzytwę albo kij, A ty wtedy tylko drgnij, I zobaczysz piękny finał swoich scen.
© Mikołaj Kozak. Tłumaczenie, ?
© Bartosz Kalinowski. Wykonanie, 2013
© Artur Garncarz. Wykonanie, 2020