Wczoraj mi w knajpie opowiedział ktoś, Że dziś atrakcje będą różnorakie; Wódka i kawior, a prócz tego gość - Uznany ekspert od budowy rakiet. Trochę pamiętam. Z czystą wódką w szkle I uśmiechnięty snułem się po sali. Czasem zagadnął ktoś, normalna rzecz - Odpowiadałem, jak mnie zapytali. A on - jak sam kardynał Richelieu, W typie dobrego wujka w starym skeczu, Był dyrektorem tego atelier I się w temacie rakiet dobrze nie czuł. Miałem gitarę, miałem zapas strun, Chwaliłem się, że ona też jest w modzie, I może na naukę mamy boom, Lecz do gitary też jest pęd w narodzie. Zacząłem wrzeszczeć i rozbijać szkło, Więc mi instrument podał któryś z gości, A ja zagrałem, wszystkie na a-moll, Piosenki o nauce i miłości. I tylko jedna myśl wstrząsała mną: Że skoro w rzekach, piszą, braki takie, To skąd kawioru tyle? Skąd się wziął?, I co też myśli o tym ten od rakiet. On, obejmując w pasie panie dwie, Udając, że niesiony jest muzyką Myślał - jako dyrektor atelier - O tym, co jutro powie pracownikom. Potem się płaszczył, kłaniał mi się w pas, I ciągle mówił „bądźmy przyjaciółmi”, I nie odpuszczał, wszędzie za mną lazł, „Wpadnie pan do mnie?” - cały czas tak truł mi. Zerwałem więc specjalnie kilka strun, Nie mówiąc, że mam komplet ich na zmianę. Skłamałem: „Chętnie przyjdę w innym dniu, Wtedy, gdy w gości zjawią się Marsjanie.” Szedłem do domu, kiedy był już świt A na ulicach pusto jak po bitwie. I jeden uczeń pilny tak jak nikt Po „piątki” szedł w samotnej swej gonitwie. No cóż, tak w życiu właśnie jest, Że „piątki” tylko pierwsi zawsze mają. Lepiej się raczej nie snuć byle gdzie, Nie odpowiadać, nawet jak pytają.
© Mikołaj Kozak. Tłumaczenie, 2017