Raz wieczorem patrycjusze Zeszli się przy Kupitolu. Nowin sporo - w gardle suszy, Jak więc tu bez alkoholu ?! Nie dla trzeźwych ta biesiada! A więc Marek - tęga głowa - Nektar z amfor pił - nie gadał, Strasznie się nanektarował! Pod antyczną, pod kolumną Siał przekleństwa z ust i bluźnił: “Ech, matronę swoją dumną Rzucę jutro i nie później”. Z kim obcuje? - Z poetami, Drży w teatrach jak od chorób. Ma już bilet - patrzcie sami - Na zamorskich gladiatorów! Krzyczy mi, że bez kultury Wnet zostanie histeryczką! Strasznie wścieka się, gdy w furii, W złości duet ma z siostrzyczką! Ciągle syczy, jadem broczy... Och, lej nektar mi upojny! Rab już śmieje mi się w oczy. Chcę na bój, lecz niema wojny! Znam tradycje, lecz naruszę - Nie dam rady - dwie niewiasty. Spadam - nie ma patrycjusza - Chleję z ludem niższej kasty! Dła niej dom zostawię w Persji, Niech zabiera siostrę-jędzę. Na ojcowskich część sestercji Z heterami noce spędzę. Choć hetera nie zna cnoty, Za to wściekła się nie robi. Ona - z każdym - wiecie o tym. Za to krewni wszyscy - w grobie. Tam się wnet uzdrowić muszę, Nawet wkrótce pić przestanę!.. Szli zazdroszcząc patrycjusze: “Marek dobrze ma - pijany”.
© Aleksander Śnieżko. Tłumaczenie, 2013