Pogoda jak na zamówienie, nie widać tu chmur, Obiecano nam sto stóp wody pod kilem. Dziś błękitem się morze dzieli z niebem na pół, Dwa błękity na horyzoncie przed sztilem. Czy nie jest tak, że żywiołów morskich szalony chór Równy górskiemu echu w podniebnym ustroniu. Białe grzywy fal czyste jak śniegi na grzbietach gór, A szczeliny w górach jak bruzdy na morzu. Służba wierszom próżności nie cierpi i żalów, Bieguny łączy południka łuk. Błogosławiony szum oceanów, Błogosławione grzbiety wieczystych gór. Powodzenie - naszą siostrą, przypadkiem nasz brat, Ale tak między nami mówiąc, jesteśmy strwożeni. Puchu i pierza na lądzie pożałowano nam, Konstelacje gwiazd przepiękne tej jesieni. Zapatrzeni w zamgloną dal, gdzie horyzontu kres, Tam, gdzie nieszczęścia pechowcom marsze grają, Zmieniamy kurs, na SOS, tak, jak w górach na zew, Pomagać ludziom, wspinaczkę przerywając. Służba wierszom próżności nie cierpi i żalów, Bieguny łączy południowy łuk. Błogosławiony szum oceanu, Błogosławione grzbiety wieczystych gór. Nasze straty przyjdzie zliczyć, gdy groza minie już, Nie siwizną, a solą są oprószone. Tu, ogromna, oceaniczna łza popłynie w duł, I obmyje lica światłem rozjaśnione. Zdobyty szczyt. Jabłko masztu wbiło się w nieba grań, Szybko spada się z niebios na twardą ziemię. Ledwo skończył się rejs, żagle stawiać znów trzeba nam, I wspinaczkę raz jeszcze zacząć pod niebem. Służba wierszom próżności nie cierpi i żalów, Bieguny łączy południowy łuk. Błogosławiony szum oceanu, Błogosławione grzbiety wieczystych gór.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?