Łowczy z przejęciem zadął w róg, Ruszyła kłusem świta. Dusza u łowczych zimny lód, Z wołowych ścięgien szyta. Łowy zaczęte, nagonka trwa, Spadły na staw łabędzie dwa, W sercach utkwiły strzały. Łucznicy mają dobry wzrok, A te łabędzie nie są stąd Choć tutaj się poznały. Ona żyła wysoko tam, Gdzie gwiazd swawoli sfora, On słońca nutki łowił w sak Od rana do wieczora. Rozpostrzyj skrzydła nabierz tchu, Wznieść się wysoko wyżej chmur, Unikaj ludzkich siedzib. Leć tam, gdzie słońce leże ma, Gdzie księżyc na organkach gra, W anielski skryj się niebyt. Tam w górze zapoznali się, Mocniej serca zabiły. Łabędzi śpiew po niebie mknął, Nabierał mocy, siły. Anioły dwa białe jak śnieg, Lecą ku ziemi jak we śnie, Nie wiedzą co ich czeka, A tam myśliwi czają się, Niewinna ich oślepia biel, W milczeniu płynie rzeka. Z czoła otarli zimny pot, Winowajcy bez serca. To był ostatni ptaków lot, Od szczęścia do nieszczęścia. To pieśń o szczęściu które trwa, Krócej niż ten w teatrze akt. Czy żeście się zmartwili? Jak dwa kamienie spadły tu, Wiatr w niebo uniósł biały puch Szczęściarzy jednej chwili.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?