Od dziecka Fiedia związany był z ziemią, Do domu znosił kamienie i złom. Pewnego razu przyniósł coś takiego, Że mama z tatą śmiali się na głos. Już jako student Fedia postanowił Archeologię wnieść aż na sam szczyt. Do Instytutu takie rzeczy znosił, Że my ze śmiechu roniliśmy łzy. Z praktyki Fiedia przywiózł raz Przeżarty rdzą żelazny kran, I twierdził, że to jest bezcenny skarb. Kiedyś pojechał w Jerewań Tam sztuczną szczękę znalazł drań Starą, ogromną, jak do bimbru kadź. Dyplom on pisał o dawnych świątyniach, O Scytach, bogach pogańskich z przed lat, A przy pisaniu tak klął po łacinie, Że Scytom w grobach na łeb leciał piach. Budowli starożytnych fan, Buszował w nich jak kret wśród traw I często krzyczał ile w płucach sił. „Ścieżka prowadzi na sam dół, Pitekantropus grasuje tu”, I jak małpolud pięścią w pierś się bił. Obrzydło Fiedi kawalerskie życie, Zamarzył mu się z dziatwą gwarny dom, I mówił nam, że taką żonkę znajdzie, Że my z zazdrości zaszlochamy w głos. Do wielu on zaglądał miejsc, Był w Europie, w Azji też I idealną ponoć znalazł rzecz. Ale ta rzecz to nie był skarb, Dla archeologa istny chłam, I Fiedia płacząc zakopał ją gdzieś.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?