Pół świata przeszedłem pośród ognia i zgliszcz, Pod kulami z moim batalionem. Po wojnie do domu wracałem by żyć, Za zasługi długim eszelonem. Podjechałem pod rodzinny próg Ciężarówką z kumplami z plutonu. I spojrzałem na dym, jak do góry się wił, Pomyślałem, coś nie tak w mym domu. Okna bały się spojrzeć prosto w oczy me, Gospodyni nie była mi rada. Nie upadła we łzach na mą żołnierską pierś, Tylko czemuś śmiertelnie pobladła. Ujadaniem witały mnie psy, Wszedłem nie swój do ponurej sieni. O walonek potknąłem się czyjś, Drzwi zgrzytnęły, a nogi ugięły. Na mym miejscu za stołem siedział jakiś typ, Na chudobie mej nowy gospodarz. Ma kufajka na nim, a ma żonka przy nim, Za wojaczkę mą taka nagroda. Gdy na froncie wylewałem pot, On tu łoże z moją żoną dzielił. Przemeblował sukinsyn mój dom, Ikony po swojemu rozwiesił. Na bagnety nie raz szedłem w śmiertelny bój, Artyleria szalała jak wściekła. Ale ranę śmiertelną dostałem ja tu, To tu kula w mym sercu ugrzęzła. Pokłoniłem się nisko poniżony i zły, Lecz spokojnie wyrzekłem te słowa: „Wybaczcie krajanie, że wróciłem tu żyw, Ot, pomyłka, klnę wam się na boga. Życzę szczęścia, miłości i by pełny był stół, Niech tu zgoda zagości na wieki.” On jakby nie słuchał tylko patrzył gdzieś w dół I nerwowo pocierał powieki. Zatrzeszczała podłoga, gdy stąpałem przez próg, Nie trzasnąłem drzwiami tak, jak kiedyś, Otwarły się okna, gdy skręcałem za róg, Wypełnione ich winą po brzegi.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?