W rozterkach samotności, W cieniu dostojnych drzew, Pod okiem opatrzności, Kwitł sobie róży krzew. Matka ciągle z gachami, Ojciec porzucił je. A klon swymi listkami, Różę ocieniał, strzegł. Wysoko, czy też nisko Klon nad jej głową rósł. Róża - gimnazjalistka, Nuciła mu do snu. Narcyz - kwiat wyszukany- Ojcem jego był graf. Róże uwodził, mamił, Każdą jak swoją brał. Nienaganne maniery, Nie prostak, ani cham. Matka - z najwyższej sfery, Ojciec na włościach pan. Cyniczny jak artysta, Mamił zapachem swym. Róża gimnazjalistka Straciła głowę w mig. Wyfiokowany goguś, Lowelas, zjadacz serc. Rzekł do niej: „Ogród opuść” - I rękę podał jej. Lico Róży spłonęło, Już kipi młoda krew. I mówiąc: „Ach - jak miło.” Zebrała rzeczy swe. Wszystkimi jej płatkami Zawładnął łajdak ten. Nie było obok matki, Klon tylko uniósł brew. Róża pragnęła szczęścia, Jak każdy młody kwiat, A obok sechł z miłości Przystojny, dumny Mak. Z czasem płatki opadły, Pozostał tylko ból. I kolce posiwiały, I Róży nie ma już. Mak z rozpaczy zapłakał, Żałobny przybrał strój. Klon za nią tęsknie szumiał, Gdy z wiosną rozkwitł znów.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, 2016