Z ciszą sobie obcuję, Patrzę na świat jak widz. Do śmiesznych zdarzeń lubię Powracać w chwilach złych. Lekarze mówią: ”Coś ty: Duszkiem? Osiemset gram”? Ze śmiechu, no i ze strachu, Trzęsie mnie cały czas. Jestem jak kropla w morzu, Jak w niemym kinie kadr. Zaryglowany w domu Mogę się tylko śmiać. W głowie wirują wspomnienia, Tak, jak komarów rój. Śmiech duszę moją wypełnia, Nie mogę zamknąć ust. Widma mnie okrążają I budzą w duszy strach. Wyboru mi nie dają, Śmieję się w dreszczach łkań. Nie śpię i ciągle od nowa Rozglądam się co rusz. Śmieję się jakbym zwariował, Czekam aż wejdą tu. Mój kaftan pióro bierze I pisze z rozmachem coś. „Czemu ty tak się śmiejesz?” Kaftan mnie pyta wprost. W uśmiechu wyszczerzam zęby, Na łóżko skaczę jak dzicz. Różne są śmiechu przyczyny, Moich nie pojmie nikt. Życie to jest alfabet, Jestem przy „zet”- bez szans. W to lato nosił będę, Mój malinowy płaszcz. Przytrzymać się chcę litery, Może być „w” lub „zet”. Swe życie bez nadziei Troszkę przedłużyć chcę. Śmieje się razem ze mną, Mój malinowy płaszcz. Choć się zrobiło ciemno My ciągle cha, cha, cha. Śmiesznie jest, gdy na łeb z balii Chcą ludziom wodę lać. Gdybyście się obrazili, Winnym nie będę ja. Pop, żołnierz, cudak, piechur, Przepicie, cnota, grzech, Pobudza mnie do śmiechu, Bez przerwy śmieję się. Zegar tyka cichuteńko, Odmierza czas, tik, tak. Wy się śmiejecie tak rzadko, Gdy ja przez cały czas.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, 2016