Ja kpić z was ani myślę, nie w głowie żarty mi! Mnie rozstrzelali swoi, a piękny wstawał świt. Parszywy los i za co? - Ech, głupio jakoś tak. Nikomu ani słowa - jest wojna, niech to szlag! Dowódca mój już prawie mnie wybronił, lecz ktoś tam na rozwałkę uparł się i cały pluton posłusznie użył broni, lecz jeden z nich nie strzelił! Żebym zdechł! Już widać, pod pechową gwiazdą się urodziłem: kazali wziąć języka, wziąłem... nie dostarczyłem. Lecz przyuważył mnie parszywy jakiś typ, skrzętnie zapisał wszystko, taki gorliwy był. A potem drań starannie akta spiął, dostarczył tam, gdzie trzeba, do UB. I nikt już dla mnie nie mógł zrobić nic, lecz mógł, nie strzelił... żebym zdechł! Ręka opadła w przepaść, głuchy się rozległ świst. Tak pluton mi powiedział, że mam w cholerę iść, lecz słyszę: dycha jeszcze i do szpitala z nim! (Wyroku po raz drugi nie wykonuje nikt.) A lekarz to z zachwytu cmokał aż i wyciągając kule dziwił się, a ja w malignie widziałem jego twarz i śmiałem się: nie strzelił... żebym zdechł! Pilno mi było, rany lizałem jak ten pies, w szpitalu „jak u mamy...” i szanowali mnie. Kochały mnie kobity, tam przecież nie brak ich. - Hej, Panie Niedobity, na zastrzyk do nas przyjdź. A ja swój cukier swój posyłałem mu - batalion nasz natenczas był na Krymie - żeby mu wrogów słodko było tłuc, temu jednemu, co nie strzelił do mnie. Jak król herbatki piłem, bywało, z samogonem... nie przemęczałem się, swego i tak dopiąłem. Przychodzę znów do pułku: walcz teraz - mówią mi - jeżeliś niedobity, twej winy nie ma w tym. Cieszyłem się, ale pod jakimś drzewem wyłem jak pies, bo - francowaty pech! - niemiecki snajper trafił właśnie tego... Tego jednego! Już lepiej, żebym zdechł!
© Paweł Orkisz. Tłumaczenie, ?
© Alex Tura. Wykonanie, 2016
© Paweł Orkisz. Wykonanie, ?