Był sztorm, zdzierały liny skórę rąk I szczęk łańcucha jak jęk z piekieł dobiegł. Zawodził wiatr pieśń dziką - gdy przez mrok Krzyk rozległ się: Za burtą człowiek! Natychmiast - Cała wstecz! Stop maszyny! Spuścić szalupy. - Słychać chór... Ratować trza sukinsyna Lub którąś z sukincór! A mnie jest żął, że ze mnie tylko pieszy. Bo kiedy znów w mym życie groźny moment, Na pomoc nikt mi nigdy nie pośpieszy I nie usłyszę zadyszanych komend. Powiedzą - Cała naprzód! W plecy wiatr, Do portu czas zawinąć nam. Gdy sukinsyn za burtę spadł, Niech wyratuje się sam... I statek mój się stopi z linią wód, Choć na pokładzie są - Wspaniali Ludzie. Lecz oni patrzą w przód. Ich myśl wybiega w przód... Nie wzrusza ich, że człowiek na dno pójdzie. W dał odpływają statków stada, Na wargach sól ma gorzki smak. Wypaść za burtę nie wypada, Gdyś wpłynął na Główny Szłak.                                                                
© Ryszard Marek Groński. Tłumaczenie, 1981