Przybywa krwawych łun, narasta zły, wesoły blask, pożary kraj spalają ogniem nienażartym i wysokim, lecz oto już na koń wskakuje Los, wskakuje Czas - i galop w step, pod kulę w łeb, i tętent echo niosło w step, aż cały świat dygotał. Kule zwęszyły żer, bezmyślne, żądne celu, pędziliśmy co tchu, ich cienki słysząc głos, podkowy zdarte z kopyt zostawały wśród kolein - na szczęście je podniesie ktoś, pobłogosławi los. Piana i krew plamiły końskie uzdy, lecz wciąż czerwienią barwił nas daleki poblask łun, a wicher dął, wygarniał zwoje z mózgów i ściskał je jak pęk oślizgłych strun. Ucieczka - pal ją sześć, strach przed pogonią - w czorty z nim, Czas pędzi strzemię w strzemię, i jak dotąd mamy szczęście, ze słońcem toczyć bój, o promień krzesać iskry z kling, Pegaza w bok ostrogą dźgnąć, zapada mrok, cwałuje koń, a kule coraz gęściej. Nie widział jeszcze świat podobnej galopady, spod kopyt pryskał żwir, i zapierało dech, a kule wciąż pragnęły krwi, i chciały trafić, zabić, zmądrzały, biły prosto w cel, słyszeliśmy ich śmiech. Śmiertelna gra o klęskę lub zwycięstwo, kto będzie szybszy, i kto kogo, kto popełni błąd? A wicher dął, odzierał kości z mięsa, szkieletom pęd przyjemnie chłodził skroń. Tam w dali czeka raj, gdzie nie ma ognia, kul i ran, i Czas jest wreszcie ze mną, wspiera mnie w szalonej jeździe choć ziemia obiecana to złudzenie - jedźmy tam: po stepie gnać, i szabla w garść, i z wrogiem stanąć twarz w twarz doganiam swoje szczęście! Udało się nam śmierć owinąć wokół palca, i łatwowierna śmierć odeszła z miną złą, i rój rozczarowanych kul ku innej ruszył walce, być może kurz uda się nam zmyć rosą, a nie krwią... Żyjemy, lecz nie wyszliśmy bez szwanku, i nagle groźna wichru pieśń w stłumiony przeszła szept, Czas przestrzelony, a Los ciężko ranny... Zabitych unosiły konie w step.
© Michał B. Jagiełło. Tłumaczenie, 1989