Dziś u sąsiada goście są, Bogaci goście, piją, żrą, Krzyki i śmiech na cały dom - Sąsiad się bawi, Pewnie do rana będą chlać, Stać gospodarza na to, stać, A jaki hojny, psia go mać, Świniaka zabił. A u mnie, co - choroba i chudoba, Ze wszystkich szpar na izbę ciągnie ziąb, Pieniędzy brak, onegdaj padła krowa, I jak na złość, tu, z lewej, boli ząb. A tam wyżerka ciągle trwa I tańce do białego dnia. Pryszczatą córkę sąsiad ma - Dojrzała, znaczy, I sprosił sąsiad całą wieś, Może się znajdzie jaki zięć. A jakże, już amator jest - Chętny chłopaczek... A u mnie psy się wściekły na łańcuchach, Wyją jak głupie, aż dygocze dom, Siedzę pod piecem, psiego wycia słucham Albo po izbie łażę z kąta w kąt. Sąsiad bogaty, sąsiad ma, I pojeść da, i popić da, Pewnie - jak dają, to się chla, Każdy się garnie, A u mnie bida, zimny piec, Baba się nie chce z łóżka zwlec, Zmarniała, ale nie w tym rzecz, Wszystko jest marne. Myszy w stodole rządzą jak na swoim, Ziarno zeżarły, no i jak tu siać? Czyrak na tyłku wylazł, ciągle boli, Na orkę czas, a tu ni siąść, ni wstać. Sąsiad przez płot zaprasza mnie, Przychodź, powiada, zabaw się, Ja oczywiście mówię - nie, Że nie wypada, A sąsiad cięgiem: - „chodź" i „chodź", Poszedłem, choć niechętnie dość, Wypiłem, przekąsiłem coś - Nic nie pomaga. Ten narzeczony przyszedł się zapoznać, Więc mu szepnąłem w ucho parę słów, Zmył się chłopina migiem, rzec by można, Patrzę, dziewucha ryczy jak ten bóbr... Sąsiad się po pijaku drze, Że on jest naród, że on wie, Że jak kto pije, to i je - I dał se w szyję, A jego syn odzywa się: „Coś, ojciec, pokręciliście: Jeden pracuje, drugi je, A trzeci pije!" A ja patrzyłem na pijanych gości, Potem harmonię swoją wziąłem w garść, Tylko dlatego sąsiad mnie zaprosił, Bo trochę śpiewam i potrafię grać. Sąsiad obalił drągi litr I zaraz do mnie: - Ej no ty, Śpiewaj, powiada, bo jak ci... Za darmo pijesz? Goście mnie wzięli z obu stron: - Śpiewaj, łachudro, albo won! Jak nie dasz na wesoły ton, Zarobisz w ryja! Zaczęły się już tańce i szturchańce, Już narzeczoną macał ten i ów, Więc zaśpiewałem - najpierw o taczance, A potem to o nocy pośród bzów. Potem był bigos, żur i barszcz, Potem wypiłem jeszcze raz, Potem narzeczonego w las Wyprowadzili I tam we trzech albo we dwóch, No, bo miastowy, to i wróg, Zgodnie z tradycją, kto czym mógł, Długo go bili... ...Rzygałem w kącie kwaśno - gorzkim klejem I cięgiem mnie gnębiła jedna myśl: Z kim będę pić, gdy jutro wytrzeźwieję, I gdzie się da coś wypić tak jak dziś. A sąsiad długo będzie spać, A jak go rano dorwie kac, To wiadro kwasu będzie stać Na przebudzenie. Od pieca miły buchnie żar, Na piecu żarcia pełen gar, I będzie sobie sąsiad żarł Z zadowoleniem. A u mnie co - sobaczy skowyt w duszy, Żona marudzi. Łażę mdły i zły. Wodę ze studni żłopie, bo mnie suszy. Harmonie stroje. I niedobrze mi.
© Michał B. Jagiełło. Tłumaczenie, 1991