Nie obłapiaj pierwszej lepszej talii,
Umykając nie łam rąk i nóg.
Pomyśl sobie, jak do skał Australii
Dobił był świętej pamięci Cook.
Mlaszcząc smakowicie wśród azalii,
Tam dzikusów lud na brzegu siadł.
Dzień i noc w słonecznej tej Australii
Każdy tam każdego gryzł i jadł.
Lecz w czym przyczyna, że tubylcy zjedli Cooka?
Któż się domyśli? Milczy nauka.
A mnie normalna, zwykła myśl do głowy puka:
Jeść im się chciało - więc zjedli Cooka.
Mówią, że wódz ich, kawał gbura tudzież mruka,
Mruknął, że smaczny byłby kok ze statku Cooka.
Szło im o koka, o tłustego garkotłuka -
Lecz przez pomyłkę pożarli Cooka.
Bo w noc jak kruczoczarne skrzydło kruka
Odnajdzie Cooka, kto koka szuka.
Któż z góry wie, ile kukułka lat wykuka...
Stuknęli w ciemię - i nie ma Cooka.
Ale istnieje inne jeszcze domniemanie,
Że przez szczególne zjedli go poszanowanie,
Że zły czarownik ich napuścił, chytra sztuka:
Rusz się narodzie, konsumuj Cooka!
Bo to jest gratka i dla dziadka, i dla wnuka -
Kto Cooka zje, ten odziedziczy cnoty Cooka.
W rozumowaniu tym, być może była luka,
Lecz nim spostrzegli - nie było Cooka!
I już po uczcie - i zakrada się zwątpienie,
Biednych tubylców gryzie sumienie -
I chociaż dzicy, czują, że ich czyn ten bruka -
Bardzo żałują, że zjedli Cooka.
|