Żółty płomień wdarł się w sen
i rzężę w potrzasku.
Nic przejmuj się. nie przejmuj się,
ulży ci o brzasku.
Ale brzask jest takt sam
i znów się zaczyna -
kopcisz, łazisz tu i lam
albo pijesz klina.
I e-ech raz, i jeszcze raz,
i jeszcze któryś, któryś,
któryś, któryś, któryś raz,
Albo pijesz klina.
Dym i rechot ze stu knajp,
smutna jak matka -
dla frajerów btny raj,
a dla mnte to klatka.
W cerkwi mrok i złoto w tle,
śpiewy i kadzidła.
A mnie w cerkwi także źle,
cerkiew też mi zbrzydła.
Na szczyt góry wpełzam klnąc -
dziwna sprawa wyszła,
bo na tej górze rośnie klon,
a pod górą wiśnia.
Niechby zboczem piął się bluszcz
do samego nieba... -
Nie ma bluszczu - trudno, cóż,
nic się zrobić nie da.
I e-ech raz, i jeszcze raz,
i jeszcze któryś, któryś,
któryś, któryś, któryś raz,
Nic się zrobić nie da.
Kluczę, krążę tak i siak -
ciemno, świat bez Boga...
A w szczerym polu kwitnie mak
i wije się droga.
Baby Jagi groźny cień
goni lasem-borem,
wtem zza drzew katowski pień,
krwawy pień z toporem.
Gdzieś koniki tańczą w takt
rżą cortz hardziej.
Na początku coś nic tak,
na końcu - tym bardziej.
Ani cerkiew, ani szynk -
nic mnie już nie znęci...
Ktoś tu komuś buty szył,
ktoś tu coi pokręcił...
I c-ech raz, i jeszcze raz,
i jeszcze któryś, któryś,
któryś, któryś, któryś raz,
Ktoś lu coś pokręcił
|