Nareszcie znika drżenie rąk
Na szczyt swój - marsz!
Nareszcie strach zapędzasz w kąt
I z werwą gnasz.
Zatrzymać czasu nie mam sił -
O los swój gram
Nie może istnieć ziemski szczyt
Bez wejścia bram.
Wśród nieprzetartych tropów - szlak
Jest jeden - mój.
Wśród niezdobytej burzy braw -
Zagranie ról.
Imiona tych co leżą tu
Zachował śnieg...
Wśród nieprzetartych krętych dróg
Odnajdę cel.
Tutaj błękitem lody lśnią,
Na stoku - błysk.
Tu tajemnicze ślady brną
Ku górze wzwyż.
Oglądam widmo marzeń swych
Powyżej chmur
I święcie wierzę w czysty krzyk
Echa i słów.
Niech minie tu nie jeden rok -
Zapomnieć? Nie.
Jak swoich wątpliwości tok
Snułem we śnie.
W ten dzień szeptała woda mi:
„Szczęścia - bez dna!”
Ach! Jaki dzień na świecie wtedy był?
No tak - środa.
|