Już całkiem ze mną źle; zamykam oczy - widzę.
Już całkiem ze mną źle, a zresztą co tu kryć -
Cóż przy niej znaczę ja! Francuskiej nie mam wizy.
A jednak, Boże mój, nie mogę bez niej żyć.
Śpiewałem dla niej wciąż przepiękną pieśń o wschodzie,
Myślałem, że mój śpiew przybliży do mnie ją...
Cóż przy niej znaczę ja! Jej wcale nie obchodzi
Daleki mroźny wschód, Białego Morza toń.
Zmieniłem temat więc, nadzieję miałem jeszcze,
Że może inna pieśń właściwy kryje styl...
Cóż przy niej znaczę ja, gdy we francuskim mieście
Sam wielki mim Marceau o jej urodzie śnił.
Przestałem śpiewać więc. Nie miałem racji chyba.
W nieszczęściu pomóc miał słowników cały stos...
Cóż przy niej znaczę ja! W Warszawie już przebywa,
I w obcej mowie znów rozbrzmiewa dziś jej głos.
Gdy wróci, powiem jej po polsku: „Proszę Pani,
Nie będę śpiewać już! Wysłuchaj mnie choć raz!”
Cóż przy niej znaczę ja! Od wczoraj jest w Iranie...
I na znajomość z nią po prostu nie mam szans.
Dziś w Oslo spędza czas, a jutro w Budapeszcie,
Więc o spotkaniu z nią jedynie mogę śnić...
Kto kiedyś kochał ją, kto ją pokocha jeszcze,
Niech kocha. Ja i tak nie mogę bez niej żyć!
|